sobota, 19 października 2013

Niedziela, piąta rano.

Dzwoni budzik. Jeden, potem drugi.Bo trudno się wstaje przed świtem. Ciemno za oknem i dość chlodno jesiennie. Plecak z ciuchami na przebranie przygotowany, będę  miała go przez 3 godziny biegu na plecach, więc zawartość tylko niezbędna, bukłak z wodą i zeszyt do anatomii. Puste, ciemne ulice, w kolejce jakieś poimprezowe niedobitki i parę osób na pierwszą zmianę. Autobus "Ł" z metra Marymont parę minut po 7ej zabiera mnie do Dziekanowa Leśnego. Przez godzinę jazdy świat się rozjaśnia. Wysiadam na pętli, w progach Puszczy Kampinoskiej. Deszcz przestał kropić, zrobiło się cieplej. W planie 30 km, więc oblecimy częściowo trasę maratonu, który odbędzie się tu za tydzień. Liście na drzewach już przebarwione, szeleszczą pod nogami, mijamy groble, zagubione domy w lesie, nielicznych grzybiarzy i spacerowiczów. Czerwony szlak, żółty szlak, zielony szlak. Dość ponury ten Kampinos, myślę gdy mijam miejsca o nazwach: Mogilny Mostek, Na Miny, Grobowa Droga,.. tu pomnik, tam mogiła..A taki piękny. Żółty szlak prowadzi szeroką, równą drogą wśród obłędnie zielonych mchów, aż zbaczam z drogi i biegnę po zielonym miękkim dywanie. Stopy zagłębiają w jagódki i mchy, podłoże sprężynuje, czuję jakbym nic nie ważyła i nie byla zmęczona po dwudziestym którymś kilometrze.Jakbym się mocno odbiła to dosięgłabym szczytów sosen. Jest trochę i piachu - stopy mocniej pracują, dobrze na treningu nie iść na łatwiznę, nie omijać cięższych miejsc, to potem procentuje, a gdy wyskakuję z piachu na twardsze podłoże, noga sama niesie. Rozpędzam się, gdybym biegła sama, to  zamiast 30km wolno, wyszedłby bieg z narastającą prędkością. Zwalniam czekając na koleżankę, ale nie na dlugo, potem znowu nogi mnie niosą, do następnego zakrętu. Aż dobiegamy do autobusu, szybki prysznic z butelki w krzakach niesamowitą przyjemnością, przypomina mi się gdy kiedyś konczyłam trening w lasach Otwocka i myłam się w deszczu w lesie. W autobusie ciało przyjemnie zmęczone, najprostsza kanapka smakuje jak specialite de la maison.
....