piątek, 27 czerwca 2014

Tarcie pazurów o asfalt - Bieg Avon w Garwolinie.

Podobno tylko krowa na polu nie zmienia zdania. A, że Gepard to kot, nie krowa,  po przeszło 2 latach - "ja nie biegam po asfalcie", rzeczonego Geparda widziano na jak-najbardziej-asfaltowym biegu na 10 km w Garwolinie. Trasa z atestem Polskiego Związku Lekkiej - w treningu ma być szybka dyszka, to dowiedzmy się ile właściwie biegam na te 10 km. Ostatnie porównanie mam sprzed 2 lat na Biegu Powstania Warszawskiego, gdzie osiągnęłam zawrotna prędkość 43:20 a to bardziej dlatego, że jak to na Powstaniu, strzelano do mnie. Wylądowałam wtedy nawet na drugim podium, czyli na 6 mscu, z nagrodą w postaci torby książek, które opyliłam, po długim chodzeniu od antykwariatu do antykwariatu, za 25 złp.A miało być na starty.. No nic, nie wracamy do wspomnień, jesteśmy tu i teraz, na biegu Avon w Garwolinie. Z pogodą ducha i lekkim sercem, bo nie ścigam się przecież, ale z owym duchem na ramieniu - żebym tylko sobie tym asfaltem nic nie zrobiła. We trójkę - Marzena, Krzysiek i ja dumnie reprezentujemy pomarańczowe koszulki ŚBPM. Pochmurno i wietrznie. Trasa jest tam pofałdowana, widać te fałdy po drodze doskonale. A droga poprowadzona główną jezdnią. Sporo kibiców, widać, że to lokalne wydarzenie. Po rozgrzewce się ustawiamy, widzę,że jakaś pani stara się z tłumu wyprowadzić zesztywniałego ze strachu psa, pomagam jej, biorę go w koncu na ręcę i wynoszę dalej, ale i tak skubany wraca w tą stronę. Wystrzał, ruszamy, mijamy bramę, która będzie metą, skręcamy w jakieś uliczki, zawijas i na główną drogę. Jak zwykle nie wiem jak mam biec, ale znajduję rytm. Jest całkiem niezły, dogrzewam się. I wyznaczam sobie cele w postaci damskich sylwetek. Oczywiście mijam Iwonkę, która dopinguje. Dobrze, że wróciłam z tych gór (Marduły), to te fałdy sa tylko po mojej mysli, jeszcze agrafka w prawo, gdzie strażacy robią kurtynę wodną, choć troche na nią za zimno. Mam przed sobą jeszcze jeden koński ogon w zielonej koszulce do wzięcia, ale niełatwo, bo biegniemy w miarę równo. Po drugiej stronie jezdni już pędzi elita, grupa zawodniczek zbitych w małe stado. Zbliżam się powoli do zielonej koszulki, zaraz nawrotka, muszę ja wyprzedzić przed zakrętem. Ustawione słupki drogowe oddzielają oba pasy drogi, wokół nich zawracamy, ostry zakręt, koszulka bierze go z lekkim zapasem a ja się akurat mieszczę pod jej pachą.Chyba jest lekko zaskoczona. I teraz trzeba uciec, 5 km i prosta pofałdowana do mety. Trzymam tempo.Gdzieś w oddali widzę pomarańczową koszulkę - ale numer, zbliżam się do Krzyśka. Pracuję rękoma. W poblizu biegnie chłopak z 12tri, raz jest ze mną, raz za. Podłącza się widzę, mówi, ze jeszcze z tak szybka dziewczyną nie biegł. Nie jestem mu w stanie podziękować, bo płuca walczą o tlen. Rzuca, żebyśmy dogonili tych przed nami, bezsłownie się zgadzam, staram się dotrzymać mu kroku, ale trudno.Też nie bardzo lubię biec za kimś, a on mi radzi schować się za nim przed wiatrem. Mijamy Krzyśka na kilkaset metrów przed metę, małpiszon się śmieje i potem mnie dogania i przegania (oczywiście, typowo męska ambicja;p), kolega 12tri mi się urywa, robię bokami i nie jestem w stanie ni krzty przyspieszyć. Wreszcie ta meta. Dochodzę do siebie toczą błędnym wzrokiem i pianę z pyska, Krzysiek, który już na mnie czekał, mówił potem, że się zastanawiał, czy zaraz gleby nie zaliczę, tak wyglądałam. Wieje, ale czekamy na Marzenę.Potem prysznic ( w pakiecie startowym był żel od Avonu), posiłek postartowy - dobra grochówka, niedobra wersja wegetarianska czyli kasza z pieczarkami, ale jedno zalane drugim i smakuje. Podobno przepyszne gofry tu są, idziemy na losowanie nagród i dekorację. Obsada z Ukrainy spora, z kobiet wygrała Mołdawianka. Nagle slyszę swoje nazwisko - ha! załapałam się na kat. wiekową jako 2, bo nie ma dublowania nagród. Ale sporo osób nie czekało, bo w smsach dostali że sa 5, albo 6. Z Polek byłam 4 w generalce a w ogóle 10. I ten czas... Ale. Pamiętajmy - "cyfra to podstępna alfonsica". I tego się trzymajmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz