środa, 3 września 2014

Horsky Kros na Gerlach - nagroda czeka na szczycie.

Kilka dni intensywnego gorskiego biegania w Beskidach minęło jak sen złoty. Posmakowałam Cergowej - wymagającej górki, która stawia rózne wyzwania zależnie od strony, z której się ją atakuje, a wysiłek nagradza widokami i powietrzem bukowego lasu. Poszukiwaliśmy wiatraków w krosie, przedzierając się przez zarośla i jary. I wreszcie - spełnilam marzenie - pojechaliśmy w Bieszczady. Aż mialam łzy w oczach, widząc na żywo te zielone przestrzenie na jedno skinienie. Wbiegłam na Tarnicę, bez podchodzenia i zatrzymywania. I tak jak setka cos mi zmienila w glowie, tak ten podbieg zbudował kolejny stopień rozwoju. Więc, na hasło Szefowej - to może na Gerlach? Są zawody na Słowacji. - zapaliłam się ochoczo. Na fali endorfin, nie skupiałam się zbytnio nad tym, że to najwyższy szczyt Tatr, że to jak bieg Marduły, tylko ciut wyżej. Słowacy robią zapisy przez internet, ale żadnym problemem nie jest zapisanie się na miejscu, w dniu zawodów. Ceny wpisowego tez przystępne - 8 i 10e. Prawdziwy alpejski bieg z prawdziwego zdarzenia - biegniesz tylko pod górę i jest coraz bardziej stromo. Wreszcie przyszedl dzień startu, nocleg w Rytrze i ruszamy na Slowację. Zaskoczona jestem jak są duże różnice tuż za granicą - Słowacja w tych okolicach wygląda bardzo ubogo, stare miasteczka jeszcze mają drewniane bramy z oryginalną snycerką, bo mieszkancy mają  za mało pieniędzy by to zniszczyć. Piękne przedwojenne hotele niszczeją w zarastającej roślinności. Bliżej wysokich Tatr przejeżdżamy przez dwa kurorty, gdzie juz jest europejsko - restauracje, sportowe sklepy i odrestaurowane budynki. Góra, na którą mam wbiec rośnie w oczach a mina rzednie w miarę połykanych kilometrów.Szczyt góry spowity w pióropusz chmur. Start i biuro zawodów jest w miejscowości Gerlachov, jesteśmy na tyle wcześnie, że mam okazję przyglądać się nadjeżdżającym zawodnikom. Pół roku wcześniej byłam na pierwszym krótkim alpejskim biegu na górę Żar i uderzyło mnie wtedy, jak zupełnie inny klimat panuje w stosunku do tych głośnych biegów ultra. Jacy inni biegacze przyjeżdżają - żylaści starsi panowie, często i siwe panie, którzy zęby zjedli na bieganiu po górach, bo mieszkają  w okolicach. Bez przywiązywania uwagi do ubioru, kompresów, garminów, twarze rzeźbione wiatrem i słońcem. Tutaj też - przyjeżdżają  na rowerach, w ortalionowych dresach, starymi skodami. Widać, że się  znają od wielu lat, nowe twarze są taksowane uważnie. Jest okolo 50letnia słowacka zawodniczka, która ma rekord świata w biegu na 100km po płaskim, jest Prochazkova - narciarka biegowa, która biega z Kowalczyk w Pucharze Świata, w ogóle sporo teamów narciarskich, widać po opisanych samochodach i szerokich barkach. Są Węgrzy, Litwini. Od nas mistrzowie - Iza Zatorska-sześciokrotna zwyciężczyni i nadal rekordzistka trasy i Andrzej Długosz, z apetytem na zwycięstwo, Daniel Wosik - utytułowany biegacz górski, Ania Berdek - dzień wcześniej zajęła 3 msce w biegu na Skalnate Pleso. Trasa 8,4km, przewyższenie 880m, zaczyna się kawałkiem asfaltu, potem sporo trawy - błoto wysypane trocinami, przebieg przez malutką stację kolejową, asfalt i szlak.Meta przy Domu Śląskim -  hotelu pod szczytem.Nie wbiegamy na sam szczyt - szlak nie na zawody.Zakończenie imprezy, jedzenie i dekoracja  znów na dole, przy hotelu Hubert. Z niepokojem się dopytuję ile startuje osób (głupio być ostatnią) i czy znajomi poczekają aż  tam wlezę, czy szukamy sie na dole.Gorączka przedstartowa. Wreszcie ruszamy. Po trawie nierówno, nogi sie  męczą, ale wpadlam w rytm i wyprzedzam parę osób. Co jakiś czas tabliczki informujące ile kilometrów jeszcze zostało.Sporo kibiców dopinguje "hop,hop,hop!".Ciupanie asfaltem z kilometr i szlak, aż się dziwię jak nogi się ucieszyły, łatwiej mi sie biegnie. Wyobrażam sobie, że jest to tylko kolejny obóz biegowy, trochę liczny co prawda, i jak na Tarnicy - Szefowa powiedziała, że nie wolno się zatrzymywać, cały czas haratamy pod górę. Więc haratam, ludzie przede mną podchodzą, ja wyszukuję miejsca pod stopy i ciupię swoje, zaczynają się spore kamienie i strumienie, tu juz trudno, nogi sie ślizgają. Znów mijam kogoś.I zanim się obejrzałam - zakręt i meta! 1'08'', 16 z kobiet. Nagrodą obłędny widok na góry i jezioro. Moczymy nogi, woda mrozi do kości, kolega sie decyduje zanurkować, no, dwa razy nie trzeb mnie namawiać, byc tu i nie pływać w tym pięknie to grzech. Wskakuję i zaraz zamrażają mi się wszystkie komórki.W pędzie do brzegu wykorzystuję wszystkie style plywackie jakie znam, najbardziej ten rozpaczliwy.. Z Danielem zbiegamy na sam dół, nogi zmęczone, lecę w pewnym momencie na pysk. Szybkie doprowadzenie się do porządku w hotelowej łazience i jedzonko - gulasz i piwo Zubr, można bezalkoholowe. Koło hotelu mini zoo - sporo zwierzątek, choć glównie pierzaste widzę. Dekoracja zawodników - wygrali Andrzej Długosz i  młoda Słowaczka Beresova, Iza Zatorska na drugim miejscu, pokonując narciarkę z Pucharu Świata. Były tez kategorie wiekowe i znienacka słysze swoje nazwisko - 3 msce i nawet nagroda - 20e. No to rozumiem, wracając wydajemy na obiad w słowackiej gospodzie - prazony syr i herbata z mięty, pokrzywy i podbiału z prawdziwym lipowym miodem. To lubię. Podobają mi się te biegi alpejskie - to zupełnie inny wysiłek niż ultra, mocno, energicznie od początku, serce i płuca na najwyższych obrotach a nagroda czeka na szczycie.