niedziela, 21 sierpnia 2016

Monte Kazura czyli ekstremum na blokowisku.

"Bo ze mną można tylko pójść na blokowisko, i zapomnieć wszystko.."

Żar się leje z nieba, stok od południowej strony przypomina rozgrzaną do czerwoności patelnię, o której na piecu  zapomniał kucharz. Powietrze stoi i poruszanie się w nim może przypominać wejście w puchowych ciuchach do sauny. Nieliczni kibice z zapałem adekwatnym do panujących warunków atmosferycznych dopingują wycieńczonych zawodników.
 Monte Kazura to góra do tej pory niewiele poznana, odbyła się na nią tylko jedna wyprawa w ramach Pierwszej Polskiej Zimowej Ekspedycji zdobywania Korony Warszawy. Grupa śmiałków uzbrojona zimą w czekany, sprzęt lawinowy, wytyczyła drogę granią, wchodząc po kolei na wszystkie trzy szczyty tego arcytrudnego masywu.


W krótkich miesiącach letnich pojawia się okno pogodowe, w którym można zorganizować ekstremalny bieg górski dookoła Monte Kazury z pokonywaniem zabójczych przewyższeń, a nawet, przy sprzyjających warunkach, zdobywaniu "na lekko" jej dziewiczych szczytów. Dziewiczych, gdyż ta formacja jest jedyną w swoim rodzaju - zmienia się jej budowa geologiczna z roku na rok, a nawet z miesiąca na miesiąc -  tam gdzie wytyczono przejście wśród seraków, za chwilę może pojawić się szczelina. Dlatego też Monte Kazura należy do jednych z najbardziej niebezpiecznych wzniesień w paśmie Ursynowa, a nawet całej Warszawy.

Ostatnia edycja była zaiste zabójcza dla chcących wziąć w niej udział najlepszych z najlepszych biegaczy górskich w całej metropolii. Tak, podkreślmy, to - tylko elita jest w stanie się przygotować mentalnie i fizycznie do tego wyzwania. Treningi zaczynają się miesiące wcześniej, a zbieranie sprzętu i doświadczeń odbywa się na wyprawach w tak łagodne polskie góry jak Tatry. Powstał w okolicy nawet specjalistyczny sklep z ekwipunkiem górskim dedykowanym właśnie zdobywaniu Kazury.

Wreszcie  nadchodzą te wyjątkowe dni w roku, na które wszyscy czekają - tylko raz w miesiącu jest możliwe zorganizowanie takiego wydarzenia na skalę ogólnopolską, poprzedzone długotrwałym ślęczeniem nad mapami i przewidywaniem pogody. A warunki potrafią być surowe, a nawet - nie bójmy się tego słowa, oddającego grozę sytuacji - zabójcze.

Tegoroczna, przedostatnia edycja to była walka o życie na stokach Monte Kazury. Słońce cały żar kierowało na w pocie czoła wyrwane naturze, oznaczone rachitycznymi chorągiewkami, ścieżki, na których trup się mógł ścielić gęsto. Kierownictwo w base campie u podnóża góry z niepokojem i rosnącym przerażeniem obserwowało zmagania zawodników. Wysłano nawet z butlami pomocy kilku najmocniejszych lokalnych szerpów, którzy jednak osiągnąwszy pierwszy szczyt, pozostali tam, racząc się ową pomocą, bezsilni by wrócić lub iść dalej.

Suche jak pieprz i strome jak schody po imprezie, podejścia na nagich stokach szarpały płuca, karko- i nogo-łomne zbiegi katowały mięśnie, a nieliczne płaskie odcinki były za krótkie by można było dojść z samym sobą do ładu i porozumienia.

Kończący wyścig zdobywcy, którym udało się bezpiecznie powrócić z wysokości, wpadali wycieńczeni w ramiona oczekujących rodzin. Organizatorzy z czułością zajmowali się ich cuceniem i przywracaniem do życia zaopatrując w wodę i uzupełniając niezbędne składniki odżywcze w postaci szybko przyswajalnych ciastek i marchewek.

Cóż nam zgotuje ta nieprzewidywalna góra za miesiąc? Ile nieszczęsnych dusz pozostanie z nią na zawsze?







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz