niedziela, 2 lutego 2014

"Zawsze wybieraj najtrudniejszą drogę. Tam nie ma konkurencji." Ch. de Gaulle

Coś w tym jest. Najbardziej lubię biegi, gdzie trudno, najtrudniej. I daję sobie z nimi radę całkiem dobrze - Wygasłe Wulkany, Katorżnik, Komandos.. Pokonywanie siebie, barierę po barierze, niemożliwe staje się mozliwym. Dziś w ramach wychodzenia poza strefę komfortu trafiłam na morsowanie w Pruszkowie. Nawet nie wiedziałam, ze na dalekim Żbikowie jest taki ładny park ze stawem. Zaproszenie na wspólne taplanie się w lodowatej wodzie dostałam dawno, ale zawsze jakoś - nie po drodze. No i obawy spore, wszak zimno mi często, obniżyła mi się tolerancja na zimno, nie wiem, czy to kwestia diety, zawartości tkanki tłuszczowej,  czy przedostatnia zima z ponad -20 stopniami i brakiem ogrzewania mnie pokonała. Więc, gdy dostałam smsa, że kolega jedzie na morsowanie i czy jestem zainteresowana, zdecydowałam się podjąć wyzwanie, ale im bliżej niedzieli, tym większe obawy. Uczucie zimna, takiego w środku najbardziej, jest dość obrzydliwe. Ale pomyślałam - klin klinem. Dojechaliśmy na miejsce, pod altanką ponad 20 osób rozgrzewających się w ubraniach jeszcze, jakieś psy latające z pluszakami, ogólnie nastrój piknikowy. Patrzymy z Krzyśkiem niepewni na siebie i na innych, bylismy prawiczkami w tym towarzystwie. Ktoś zaczął się rozbierać, już wchodzą do wody, doszłam do wniosku, że na tarczy nie wrócę, trzeba szybko wejść zanim zrobi się zimno stojąc. Ktoś ostrzega "nowych", żeby rąk nie zanurzać. Większość w neoprenowych skarpetach, rękawiczkach, czapkach. My w klapkach, ślizgamy się po śniegu. Wejście do kolan daje radę, coraz niżej juz inaczej, łapię krótki szybki oddech, ktos mi mówi - oddychaj, łatwo powiedzieć jak oddechu brakuje. Zanurzyłam się po pachy i wylazłam, stopy straciły czucie, reszta nawet ok. Przebieranie trudne, teraz rozumiem, czemu nie zanurzać rąk - biorąc pod uwagę nieczucie stóp, z rękami byłoby to samo. Patrzę, a Krzysiek jeszcze siedzi. Potem po przebraniu zaczęło go strasznie telepać. Aż wylewał herbatę z kubka. A mi dobrze, przebrałam się w ciuchy do biegania bo miałam nieśmiały zamiar zrobić wybieganie wracając, na rozgrzewkę. I tak też uczyniłam, z Pruszkowa, przez rzeczkę, pola i las - tak dobrze juz mi się dawno nie biegło. Miał rację jeden z morsów, mówiąc, że taka kąpiel daje kopa, lepszego niż kawa. Mialam porownanie z dniem wczorajszym, gdy byłam sztywna jak z kija zdjęta, a to tylko 8 km. Teraz 2 godz i musiałam jeszcze dokręcać, bo za szybko bym wróciła. Po 20 minutach stopy się rozgrzały i aż parzyły. I w ogóle nie było mi zimno ani przez chwilę, nawet po treningu. Jestem zachwycona. Klin spełnił zadanie. Szkoda, że nie mam takiego stawu na co dzień pod domem. Bylam niedawno w saunie, ale bez porównania. Ciepło rozleniwia a zimno hartuje, daje kopa energii. Rozumiem, dlaczego Skłodowska nie paliła w swojej izdebce i trzymała stopy w miednicy z zimną wodą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz