poniedziałek, 17 marca 2014

Koniec i początek.

To była ostatnia Falenica w tym roku. Nie wiosenna, słoneczna i ciepła, powiało wichrem, lunęło deszczem. Choć ten ostatni już na dekoracji medalowej. Było mało uczestników - bo pogoda, bo ostatni bieg z cyklu, nie liczący się już do rankingu, bo Bieg na Rondo w tym czasie. Byłam druga z kobiet, z czasem 44'35, czyli dobrze. A w ogólnym rankingu, ku zdziwieniu zobaczyłam się na 4 miejscu, a myślałam, że 5 albo 6 jestem.Trzęsąc się z zimna czekaliśmy na medale (dziękuję biegowej znajomej za ostatnie łyki herbaty) - zawsze jest warto, choć trwa to nieco długo, bo każdy wywoływany imiennie. Medale w Falenicy są ceramiczne, wypalane w piecu i szkliwione, każdego roku inny wzór, żałuję, że nie mam w kolekcji zeszłorocznego, który odwzorowywał górkę, na której biegamy. Był pomysł, żeby dokręcić jeszcze 12 km, ale..pogoda nie zachęcała. Ze Scieżki, w oczekiwaniu na medale dotrwała tylko nasza trójka - Krzysiek, Mariusz, który i tak zawsze robi więcej kilometrów, wracając i odprowadzając do mety każdego Ścieżkowicza i ja. Potem szybciutko do cukierni Kozaka na herę i ciasto.
 Teraz Golgota się usuwa w cień, pozwalając zatęsknić za sobą. Tak sobie rozmyślałam przy ostatnim biegu, że ta Falenica to jedyna w swoim rodzaju. Pierwsze okrążenie jest 'strategiczne' - jak pobiec, żeby się nie zajechać, ale i nie za wolno, drugie - 'filozoficzne' - "co ja tu robię", no i trzecie  - "ciągnę albo zdycham" - każdy podbieg jest już tym ostatnim. Koniec Falenicy to też koniec zimy i początek wiosny, sezonu - już mam wpisany jakiś bieg raz w miesiącu. Za pudło przypadł mi w udziale pakiet startowy do Krynicy - więc po raz drugi B7D, miłą niespodzianką też była nagroda za 1 msce w kategorii wiekowej i kilka kuponów do SportGuru - trzeba będzie się zaopatrzyć w jakąś lekką kurtkę wymaganą na biegach ultra, albo buty...
Teraz znów lekkie obciążenie treningowe - Szefowa niezbyt lubi takie pomysły jak bieg na 85km ("biegniesz, idziesz, robisz siku, kupę.."), ale sobie wymyśliłam Beskidy, to mam. Myślałam, że po macoszemu potraktuję, a tu na liście startowej tylko 4 kobiety..i co ja,biedny miś, mam począć? Przecież nie mogę być ostatnia..
I jeszcze postscriptum do Falenicy - czytam czasem komentarze na maratonczyk.pl po zakończonym biegu, ludzie chwalą, narzekają. Sporo gani "biegaczy", którzy idą ścieżką hamując tych biegnących. Jakoś się nie bulwersowałam do tej pory, bo widziałam,że sporo wysiłku kosztuje tych wolniejszych wdrapanie się pod górę. Ale do czasu. W sobotę potoczyłam pianę z ust, gdy już na ostatnim kółku, na podbiegu napotykam jakiegoś tatusia, z synkiem idących sobie szerokością ścieżki beztrosko - i nie byli zmęczeni, żeby to miało wpływ na myślenie.Jeszcze tatuś gromkim głosem krzyczy do jakiejś znajomej - "chodź, biegnij (sic) z nami, ja jeszcze jedno kółko biegnę!". No.On "biegnie". To był przykład typa "biegacza", którego nie cierpię na swojej drodze. Zwykle się zdarzali na asfalcie, ale widzę, że i na leśne ścieżki przywiało bezmyślność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz